Podróże w czasie zawsze przyciągały ludzką ciekawość. Pobudzały
wyobraźnię, a w marzeniach przenoszono się do innej epoki. Wiktoriańskie
sukienki, renesansowe tańce, egipskie piramidy, w dowolnej chwili i
miejscu. Ale czy aby na pewno jest to tak cudowny, wyśniony dar? Może
wręcz przeciwnie ...
Charlottcie wydawało się, że wygrała los na loterii. Od lat
przygotowywano ją do pierwszej podróży w czasie - posługiwała się obcymi
językami, znała dawne maniery i zwyczaje, pobierała lekcje fechtunku.
Była chodzącym ideałem. Piękna figura i burza rudych loków składały się
na niezwykle charyzmatyczną osóbkę, której nie sposób było nie zauważyć.
I do tego mądrą, a jakże! Już niebawem miała nastąpić jej podróż
inicjacyjna. Mdłości, które zwiastowały niekontrolowany przeskok w
czasie przychodziły na lekcji, w domu. Jednak nic poza tym. Los
postanowił zadrwić z przemądrzałej Charlotty ...
„Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to
drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki.”
Szesnastoletnia Gwendolyn ma zwariowaną rodzinę, wspaniałą przyjaciółkę,
dwójkę rodzeństwa i, jak się okazuje - gen podróży w czasie. Skąd wziął
się tak poważny błąd w obliczeniach? Dlaczego nosicielem okazała się
być Gwenny, a nie jej kuzynka Charlotta
? I jak dziewczyna ma
nadrobić materiał, jakiego uczono przez wiele lat? Na domiar złego,
drugim podróżnikiem okazuje się być Gideon, niesamowicie przystojny i
sarkastyczny młodzieniec, który najchętniej całą misję wykonałby sam i
przy którym nie można się skupić.
Wypatrując książki w księgarni, natrafiłam na "Czerwień rubinu".
Klimatyczna i piękna okładka przykuła mój wzrok z drugiego końca
pomieszczenia. Nie sposób oderwać od niej wzroku, a jeszcze gorzej z
powstrzymaniem się od kupna. Tak więc z kubkiem gorącej herbaty i
książką Kerstin Gier zasiadłam wieczorem do fotela. Zanim się
obejrzałam, byłam już przy końcówce.
Tajemnica. Tym jednym słowem w zasadzie mogę określić całą książkę.
Tajemnice czyhają na czytelnika na każdym progu, piętrzą się niczym
stosy książek w bibliotece. Czytający właściwie nie ma czasu na
wytchnienie, wciąż jest zasypywany nowymi wydarzeniami. Zwroty akcji
umieszczone są w najmniej spodziewanych momentach, wykorzystując
chwilowe skupienie na czymś innym. Akcja toczy się bez przerwy i wciąga
bez opamiętania. Autorka swym lekkim stylem pisania wspomaga czytelnika
w szybkim zapoznaniu się z sytuacją. Chociaż informacji o przeskokach w
czasie jest dość sporo, czytelnik nie czuje się przytłoczony,
przeładowany tą wiedzą, tylko otacza go atmosfera tajemnicy, która
powoli rozwiązuje się na oczach Gwendolyn.
Kipiącej akcji towarzyszy interesujący i rzadko spotykany motyw podróży w
czasie. Rozterki Gwenny i problemu rodu Montrose przeplatane są
chwilami spędzonymi w innej epoce, autorka funduje nam również trochę
informacji o ubiorze i ówczesnych manierach. Pani Gier miała
fantastyczny pomysł i dobrze go wykorzystała.
Całość poznajemy z punktu widzenia Gwendolyn - emocje targające
dziewczyną, jej rozterki i problemy. Choć z pozoru to zwykła nastolatka,
niezwykle miło spędza się z nią czas. Jest bliska odbiorcy, a
jednocześnie ma w sobie coś wyjątkowego. Do pary dostała przystojnego i
sarkastycznego Gideona. Mimo pewnej schematyczności wątek miłosny nie
jest przesłodzony, nie przysłania akcji, tylko ją dopełnia.
Można tu spotkać przedziwnych bohaterów, którzy zapadną w naszą pamięć
na długo. Oprócz tego są tam zwyczajne osoby - niektóre budzące sympatię
oraz inne, które irytują. Czyli dokładnie tak, jak być powinno.
"Czerwień rubinu" cechuje szybka akcja, dowcipność i bardzo subtelny
wątek miłosny. Dodatkowo klimat czasów, do których przeniosła się Gwen
zostały doskonale oddane. Nie zostaje mi nic, oprócz polecania tej
książki każdemu, kogo spotkam. Warto spędzić kilka godzin z przygodami
zapierającymi dech w piersiach i wspaniałymi bohaterami.
Gorąco polecam!